Jerzy Hajdukiewicz
Taternik – alpinista – ratownik
10 lipca minęło ćwierć wieku od śmierci Jerzego Hajdukiewicza, wybitnego alpinisty, zasłużonego ratownika tatrzańskiego a z zawodu lekarza chirurga, który jako pierwszy Polak uczestniczył w wyprawach himalajskich po II wojnie światowej oraz wszedł na wszystkie czterotysięczniki alpejskie. Góry były jego miłością, którym podporządkował swoje życie.
W tym roku, a dokładnie 1 kwietnia, minęło z kolei 50 lat od śmierci Krzysztofa Berbeki, z którym Jerzy Hajdukiewicz dokonał pierwszego zimowego wejścia północną ścianą na Dent d’ Hérens (4171m) w Alpach Szwajcarskich. Po zdobyciu szczytu, doszło w czasie schodzenia do wypadku, w wyniku którego Krzysztof po dwóch tygodniach zmarł w klinice w Zurychu. W swoich górskim dzienniczku Jurek zanotował: – Zima 1964 rok. 12 lutego K.B. i J.H. wyjeżdżają w Alpy. 19 lutego przyjazd do Zermatt. 23 lutego Breithorn (4165 m) – wyjście 7.10, szczyt 11.50. 14 marca atak na północną ścianę Dent d’Hérens – I zimowe przejście. Start godz. 3.30, pod ścianą 5.30, po 4 godzinach na śnieżnej buli. 17 marca, godz. 19 na szczycie. 18 marca wypadek w zejściu zachodnią flanką. Oczekiwanie na pomoc przez 4 doby. 22 marca transport do Zermatt a 24 marca z Zermatt do kliniki w Zurichu. 1 kwietnia Krzysztof Berbeka zmarł w klinice. 21 kwietnia wypis z kliniki. Przylot do Warszawy 2 maja a następnego dnia powrót do Zakopanego. To zwięzły tylko zapis tych dramatycznych dni, które zostały potem opisane w książce Jerzego Hajdukiewicza „Góry mojej młodości”, Ukazała się ona nakładem wydawnictwa „Iskry”, rok przed śmiercią Jurka. W Muzeum Alpinizmu w Zermatt znajduje się również obszerny opis tej wyprawy.
Początek górskiej drogi
Urodził się we Lwowie a z Tatrami zetknął się po raz pierwszy w wieku 14 lat w czasie wycieczki w Tatry Słowackie i do Morskiego Oka. Od września 1933 roku uczęszczał do gimnazjum w Zakopanem, które ukończył cztery lata później. Zapisał się do Harcerskiego Klubu Narciarskiego – uprawiał narciarstwo zjazdowe oraz skoki. W latach szkolnych mieszkał internacie, który mieścił się w „Okszy”. Wychowawcą był tam Zbigniew Korosadowicz, z którym chodzili na wycieczki w Tatry a polonista Lesław Berych zabierał ich na wspinaczki na skałki w rejonie Krokwi. Tak naprawdę zaczął się wspinać dopiero w 1937 roku będąc już po maturze. Stefka Hajdukiewiczowa, żona Jurka, jest w posiadaniu notatnika, w którym zapisywał on swoje wspinaczki od sierpnia 1937 roku aż do 1983 roku, z wyjątkiem okresu II wojny światowej. Pierwsze wpisy pochodzą właśnie z sierpnia 1937 roku, warto je przytoczyć, gdyż zaczęło się dość niefortunnie. Na wspinaczkę wybrał się z rówieśnikiem, Leszkiem Dziędzielewiczem, który rok wcześniej ukończył zakopiańskie gimnazjum. Jurek tak pisze: – Nieudana wyprawa z Leszkiem Dziędzielewiczem na Mylną Przełęcz i Grań Kościelców z powodu nieznajomości drogi przez płytę. Dwa dni później ze Zdziśkiem Dziędzielewiczem i Zbyszkiem Kubińskim, a w drugiej partii z Leszkiem Dziędzielewiczem zrobiliśmy grań Kościelca. Trzy dni później było tłumne wejście na Niebieską Turnię pod włos z Hali Gąsienicowej. Staszek Motyka i dwóch pasażerów + Dobrucki (dyndnął) z Zakopanego z Dziędzielewiczami, Kubińskim, Kotarbińskim – pogoda fatalna mgła, deszcz, powrót w nocy do Zakopanego. To są pierwsze tatrzańskie wspinaczki Jurka. Z dalszych notatek wynika, że często jego partnerem w pierwszym okresie był Leszek Dziędzielewicz a nie jego starszy brat Zdzisław, z którym w lipcu 1939 roku a także z Janem Sawickim spędzili prawie miesiąc na wspinaczkach w Dolinie Jaworowej.
Potem wybuchła wojna. We wrześniu 1939 roku przekroczył granicę rumuńską i zgłosił się jako ochotnik w ambasadzie w Bukareszcie do Polskich Sił Zbrojnych tworzonych we Francji. Walczył w kampanii francuskiej a w następnym roku został internowany w Szwajcarii, gdzie spędził resztę okresu wojennego. Tam ukończył studia medyczne i miał też czas na działalność górską.
Alpy wymarzone góry Jurka
Od wczesnej młodości marzył o górach lodowcowych. Przed wojną, kiedy wspinał się z Janem Staszlem w Tatrach, to już wtedy planowali wspólny wyjazd w Alpy. Pobyt w obozie Winterthur umożliwił mu poznawanie tych gór. Z Maciejem Mischke założyli tam Klub Wysokogórski do którego należało 16 osób, wydawali też „Taternika” i prowadzili szkolenie narciarskie. W okresie internowania zaczął się wspinać na czterotysięczniki. Pierwszym był Piz Bernina (4049 m) granią Bianco w 1942 roku, a kiedy w 1946 roku opuszczał Szwajcarię to miał już na swoim koncie 17 czterotysięczników. W następnym roku Klub Wysokogórski zorganizował obóz wspinaczkowy w Alpach, na który pojechała czołówka polskich taterników, Jurek był jednym z jego uczestników. Jednak z wyjazdu tego nie był zadowolony, gdyż nie zrealizował swoich planów, chociaż wszedł na 6 czterotysięczników. Kolejny wyjazd klubowy, za dwa lata, nie doszedł do skutku, gdyż zginęli w Tatrach Andrzej Nunberg i Jerzy Woźniak. Dopiero po reaktywowaniu Klubu Wysokogórskiego w grudniu 1956 roku, pomyślano o następnym wyjeździe alpejskim. W tym „martwym dziesięcioleciu” nie próżnował ale wspinał się intensywnie w Tatrach, zarówno latem i zimą. W 1957 roku wyjechał do Szwajcarii jako kierownik 13-osobowej grupy na treningowy obóz alpejski w Grindelwaldzie. Cieszył się, że wrócił znów do lodowców i wspaniałych ścian alpejskich. Tak potem wspominał ten wyjazd: – Trzy złote ćwieki wbite w deski moich wspomnień roku 1957 to: drugie przejście północnej ściany Wielkiego Fiescherhornu z Krzysztofem Berbeką i Heleną moją żoną, udział w akcji ratunkowej na szczycie Eigeru i zaproszenie mnie do udziału w Szwajcarskiej Wyprawie Himalajskiej na niezdobyte jeszcze Dhaulagiri.
Następne alpejskie wyjazdy, po dwóch wyprawach himalajskich na Dhaulagiri, były na początku lat 60., w towarzystwie żony Heleny oraz Krzyśka Berbeki, tak było aż do tragicznej wyprawy w 1964 roku. Jurek miał już wtedy 45 lat i 26 czterotysięczników na swym koncie. Dotychczas pociągały go wielkie lodowe ściany, być może wtedy postanowił skompletować pozostałe. W latach 70. towarzyszyli mu w tych wyjazdach m. in. Edek Miranowski, Zbyszek Jabłoński, Jasiek Gąsienica Roj, Stefania Pych, późniejsza żona Jerzego oraz Józek Olszewski. Na ostatni Barre des Ecrins (4101m) w Alpach Delfinatu wszedł ze Stefką latem 1980 roku. Był to 57 – ostatni w kolekcji czterotysięcznik Jurka. – Byłam na 26 czterotysięcznikach, w tym na większości z Jurkiem, na Mont Blanc po raz pierwszy z Alą Łaptaś – Szafirską w 1967 roku a po raz ostatni w 1993 roku – podsumowała swoje wspomnienia Stefka Hajdukiewicz. Już w tamtych latach były różnice zdań co do ilości czterotysięczników alpejskich. Blodig wyliczał ich 68, Hiebeler – 60, Brand – 82. Jerzy przyjął za Steinerem, sekretarzem Szwajcarskiego Klubu Alpejskiego, że jest ich 57. Są to najwyższe punkty głównych czterotysięczników, pomijając drugorzędne wierzchołki i turnie. Jurek wszedł na wszystkie główne, na niektórych był kilka razy, wszedł także na 13 drugorzędnych wierzchołków, czyli w sumie miał 84 wejścia na czterotysięczniki. Dopiero po śmierci Jurka w 1992 roku z inicjatywy Club Alpino Italiano powołana została komisja, która sporządziła wykaz samodzielnych szczytów czterotysięcznych w Alpach w liczbie 82, a wraz z wybitniejszymi wierzchołkami bocznymi – 128 i jest on aktualnie obowiązujący.
Czym dla Włodka Cywińskiego były Tatry, tym dla Jurka Hajdukiewicza Alpy. Jurek cieszył się, że mógł uczestniczyć w wyprawach w góry najwyższe, szczególnie w wyprawach na dziewiczą wówczas Dhaulagiri, ale góra ta była dla niego za wysoka. W czasie pierwszej wyprawy w 1958 roku doszedł do obozu IV na wysokości 6550 metrów ustanawiając swój rekord wysokości.
Działalność ratownicza
Przysięgę ratowniczą złożył 28 czerwca 1950 roku. Brał udział w wyprawie ratunkowej po Zbigniewa Abgarowicza, potem Jerzego Woźniaka i Andrzeja Nunberga, którzy mieli z nim jechać w Alpy. W kolejnych wyprawach pełnił różne funkcje, lekarza, kierownika wyprawy lub zwykłego ratownika. W czasie wypraw w Alpy i Himalaje również uczestniczył w wyprawach ratunkowych, m. in. na Eigerze w 1957 roku w uratowaniu Włocha Claudio Cortiego, a w Himalajach ratując życie Szerpie Nime Tensingowi, który wpadł do szczeliny lodowcowej. Z racji swojej profesji lekarza chirurga był delegatem GOPR do IKAR, w której był członkiem Komisji Lekarskiej, uczestnicząc w kongresach lekarzy służb górskich. We władzach naczelnych GOPR pełnił szereg odpowiedzialnych funkcji, był członkiem zarządu GOPR, przewodniczącym Rady Naczelnej i przewodniczącym zarządu Grupy Tatrzańskiej GOPR. Posiadał stopień starszego instruktora ratownictwa górskiego i prawie aż do końca brał udział w szkoleniu ratowników w zakresie medycyny i pierwszej pomocy. Wykorzystując swoje górskie kontakty w krajach alpejskich zorganizował szkolenie ratowników tatrzańskich w górach lodowcowych i jak sobie przypomina Stefka Hajdukiewicz w 1973 roku zorganizował również przeszkolenie śmigłowcowe Tadeusza Augustyniaka w Alpach, po którym rozpoczęły się regularne dyżury śmigłowcowe przy zakopiańskim szpitalu w sezonach letnim i zimowym.
O Jurku Hajdukiewiczu można by pisać jeszcze wiele o jego pisarstwie górskim, wykładach i prelekcjach o narciarskich sukcesach a także o wspinaczkach tatrzańskich, miał na swoim koncie 55 nowych dróg wspinaczkowych, o pracy w charakterze lekarza najpierw w KBK a potem w Ośrodku Ortopedyczno-Rehabilitacyjnym w Kuźnicach o jego kontaktach z wybitnymi alpinistami i himalaistami a także o Jurku jako naszym przyjacielu. Zmarł przedwcześnie w wieku 70 lat, pozostał jego dorobek górski i wspomnienia.
Apoloniusz Rajwa
12.07.2014